wtorek, 24 września 2013

Spotkanie po latach (L.Joe) - One shot

Scenariusz na zamówienie. Bardzo chciałam napisać go w postaci wpisów na internetowy pamiętnik (blog o wydarzeniach codziennego życia) i flashbacków, które będą zapisywane kursywą. :) Enjoy i mam nadzieję, ze was nie zawiodę.



13.09. - Piątek
Cześć.
To znowu ja. Kolejny dzień szkoły, jak każdy inny. Nie czuję się ostatnio za dobrze. Mam złe przeczucia... Nie wiem nawet na jaki temat. Tak po prostu...
Brzuch mnie boli (co bardzo rzadko mi się zdarza). Czy coś ma się wydarzyć? Może to chwilowe? Chyba przesadzam... To pewnie przez tą denerwującą pogodę. Rano pada, a potem nagle robi się cholernie gorąco. Mam nadzieję, że szybko mi się polepszy.

16.09 - Poniedziałek
Boże ratuj mnie... Świat stanął na głowie. Jednak miałam dobre przeczucie.
On tu wrócił. Po co? Skoro wyjechał bez słowa, to niech nawet nie pokazuje mi się teraz na oczy. Myśli, że co? Uśmiechnie się i będzie po wszystkim? Tyle lat już minęło od naszego ostatniego spotkania. Taka stara licealna miłość, a jednak... To boli. Byliśmy kiedyś ze sobą bardzo blisko. I jak mówię 'blisko', to mam na myśli, fakt, że potrafiliśmy dokańczać za siebie nawzajem zdania i odpowiedzieć na prawie każde głupie pytanie na nasz temat. On znał mnie, ja jego. Jakoś to było. Potem wyjechał i nawet nie przysłał mi pieprzonego sms-a, co się z nim dzieje. Nie dzwonił, nie pytał, kompletnie nic. Myśli, że teraz mu nagle wybaczę? To się grubo myli.
Będzie musiał się bardzo postarać, bo mojego zaufania nie uda mu się zdobyć tak łatwo jak kiedyś.
Życzcie mi powodzenia.

Wysiadłaś z autobusu nie mając siły, by przejść kolejne sto metrów do swojej szkoły. Znowu temperatura szalała i powoli zaczynało ci brakować chłodnawego klimatu Polski. Z westchnięciem przeszłaś przez ulicę i wolnym krokiem podążyłaś, za grupką Koreanek idących w stronę akademii. Nie minęło kilka sekund i wielkie krople deszczu zaczęły spadać na twoją osobę. Dziewczyny idące przed tobą, spanikowane pobiegły do budynku, który nadal był za daleko. A żeby było śmieszniej - nie miałaś przy sobie parasolki. SUPER! No po prostu S-U-P-E-R! Westchnęłaś z rezygnacją. Ostatnio zaczęłaś biegać wieczorami po parku i miałaś straszne zakwasy. Tylko dlatego nie uciekałaś, by schronić się pod dachem szkoły. Fuknęłaś ze zdenerwowaniem. Dlaczego tylko tobie zawsze się zdarzają takie rzeczy. 
-Nie jest ci zimno?-... Skąd ty... Skąd ty znasz ten głos? Woda przestała na ciebie padać. Nad sobą widziałaś białą parasolkę, która dawała ci chociaż trochę wolności od ciężkich kropli. 
-Dzię- Obróciłaś się. Ale w momencie, w którym to zrobiłaś, pożałowałaś tego jak niczego innego w swoim krótkim, choć pełnym ciekawych wydarzeń, życiu.- LEE BYUNG HUN! Co ty tu do cholery jasnej robisz?!
-Wróciłem przedwczoraj.-Odpowiedział ze swoim naturalnie słodkim i seksownym za razem uśmiechem. Zmienił się. Miał różowe włosy i był odrobinę wyższy niż kiedyś. Chyba nawet jego skóra była bledsza. Wyglądał dobrze (ŚWIETNIE). Jak ty go nienawidziłaś.
-Nie obchodzi mnie to! Czego znowu ode mnie chcesz?! 
-Czekaj, co?Co się stało? Już mnie... Nie kochasz?
-C-co?! Czy z tobą jest coś nie tak?!-Patrzyłaś się na niego jak na idiotę. Co on sobie myślał?!-Mógłbyś mi jakoś racjonalnie wytłumaczyć, DLACZEGO mam cię kochać po tylu latach?
-Ale-.
-Nie ma żadnego 'ale'. Jesteś bezczelny! Zostawiłeś mnie! A teraz nie dziw się, że cię po prostu nie cierpię. Mam prawo być na ciebie zła! A teraz, jeśli mógłbyś wrócić do tej swojej pieprzonej Ameryki, to byłoby to bardzo miłe z twojej strony. ŻEGNAM!
Wybiegłaś w deszcz słysząc jego wołanie i prośby o to, byś wróciła i dała mu jeszcze jedną szansę, ale co cie obchodził L.Joe?! Nie było już dla niego miejsca w jego sercu... A przynajmniej nie w tej chwili. Nie teraz, gdy twoje blizny na sercu, po zerwaniu z nim, nadal bolały. Cholerny idiota. Szlag by go! 

19.09 - Czwartek
Nie mam siły. Głowa mnie już od niego boli. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co z nim jest nie tak? Łazi za mną, przysyła mi kwiaty i peeeełno czekoladek (jeszcze chce, żebym była gruba - super!). Nie mam własnej przestrzeni. Już nie mam się nawet gdzie chować. A... wspominałam już, że zaczął chodzić na profil muzyczny w mojej akademii? Nie? Oh.. No to już wiecie. Wczujcie się w to, co ja właśnie przeżywam. Widzę go codziennie i am go serdecznie dość. Tak teoretycznie, ile lat mogę dostać za zamordowanie tego matoła? Zważając jeszcze na to, że sam mnie do tego prowokuje? 20? 25? Więcej? Chyba mogłabym przesiedzieć tyle w celi, tylko po to, by nie musieć widzieć jego zdradzieckiej gęby. Pomocy!

Siedziałaś znudzona na ostatnich trzech minutach lekcji i patrzyłaś w przestrzeń za nauczycielem. To wczoraj spotkałaś L.Joe i nie ukrywałaś, że nadal jesteś w szoku po spotkaniu go. Kiedyś był zupełnie inny... Widać jak bardzo zmieniła go przeprowadzka. Może wybaczyłabyś mu jeśli porządnie wytłumaczyłby ci, z jakiej okazji wyjechał, kompletnie cię ignorując. Może... ale skoro tego nie zrobił, to może cię generalnie pocałować w dupę. Koniec tematu. 
15 minut później
-Co ty tu do cholery jasnej robisz?!-Wrzeszczałaś na chłopaka z różowymi włosami, który jak się okazało przeniósł się do twojego azylu - akademii, w której od zawsze chciałaś studiować i myślałaś, że jesteś bezpieczna. Do dzisiaj...

-Uczę się!-Odpowiedział spokojnie z delikatnym uśmiechem.-Powinnaś się cieszyć!
-Po moim trupie, idioto!-Odwróciłaś się na pięcie i szybkim krokiem podążyłaś na następną lekcję. 

23.09 - Poniedziałek
... Nie wiem co robić...On jest o prostu... Grrrrr! -.-
Wiecie co dzisiaj zrobił?! Przysiadł się do mnie na przerwie, z paczką czekoladek w ręce, z tym głupim pytaniem, które wyczytałam patrząc w jego oczy - "spróbujmy jeszcze raz". On tak robi non stop. Od momentu, w którym wkroczył na teren mojego 'azylu'.
NIE.MA.TAKIEJ.OPCJI.
Może... Moje serce mięknie trochę, kiedy go widzę, ale nadal... To boli. Bardzo. Ja wymagam od niego tylko i wyłącznie szczerości. Żeby powiedział mi dlaczego, po co i czy nie jest mu teraz przykro, że zrobił ze mnie idiotkę (czekanie przez rok na jeden głupi sms). Nie wybaczę mu dopóki nie przyjdzie mnie przepraszać na kolanach!

Siedziałaś w szkolnej kafeterii zajadając się sałatką owocową, kiedy nagle 
-Boże, czego ty znowu chcesz?!-Zapytałaś trochę zdenerwowana tym, że chłopak łaził za tobą już od dłuższego czasu, prosząc o kolejną szansę.
-Chcę tego samego, czego chciałem od przyjazdu.-Sięgnął do swojej torby i szybko wyciągnął z niej płaskie, czerwone pudełko, po czym położył je na przeciw ciebie.-To dla ciebie.

-Nie chcę tego. Zabieraj to.
-Wyglądam jakby mnie to obchodziło?-Uśmiechnął się sarkastycznie, po chwili biorąc twoją dłoń do swojej i całując jej wierzch patrząc ci wciąż prosto w oczy.-Do zobaczenia ______.
Kilka sekund później zniknął w tłumie studentów. 


01.10 - Wtorek
Nie wspominałam nigdy o tym, ale miałam kiedyś chłopaka, który... No cóż. Nie lubię o tym mówić.
Miał na imię Sung Jun i odkąd zerwaliśmy (zdradzał mnie frajer), zaczął mnie stalkować. I to tak jak zwariowani fani swoich idoli. Chodził za mną i chodził... Czułam się jak w klatce. W końcu przeprowadziłam się do innej części Seulu i uwolniłam się od tego debila. Niestety... Na moje cholerne nieszczęście - przeniósł się do mojej Akademii. Jak zobaczyłam go na korytarzu, myślałam, że dostanę zawału. On też mnie zauważył. Wyszczerzył się i ruszył w moją stronę. Nie wiedziałam co robić. Chciałam uciec od niego jak najdalej... Wtedy pojawił się L.Joe. Pierwszy raz od kilku lat cieszyłam się, że go zobaczyłam. Uratował mnie przed tym obleśnym facetem. A jak to zrobił? Udawał mojego chłopaka. Dobrze wiedziałam, że Sung Jun nie tknie się czyjejś kobiety. I to była moja ostatnia deska ratunku. Ale co najgorsze - L.Joe chciał coś w zamian. Czy randka z nim to dobra decyzja?

*Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, po prostu ku**a no nie!* Myślałaś tupiąc stopą o podłogę i patrząc na znajomą ci postać stojącą kilka metrów od ciebie. Zmartwienie i zdenerwowanie opętało twoje pozytywne uczucia. Chłopak rozglądał się dookoła, kiedy nagle jego oczy spoczęły na tobie i twoje oczy przybrały kształt piłek golfowych. Uśmiechnął się i zaczął kroczyć w twoją stronę. Z paniką zacisnęłaś pięści szukając ratunku. 
-Kogo my tu mamy?-Powiedział stając z tobą twarzą w twarz.
-S-sung Jun.-Wzięłaś głęboki wdech.-Mogłabym cię zapytać o to samo. 
-Uczę się, jeśli już chcesz wiedzieć.
-Nie za bardzo mnie to obchodzi... -Odwróciłaś się na pięcie i w momencie, w którym miałaś postawić krok w stronę 'jak najdalej od niego', on złapał twoje ramię i odwrócił cię w swoją stronę. 
-Dlaczego uciekasz?
-Puszczaj. Natychmiast.
-A jeśli powiem, że nie?
-Odwal się od mojej dziewczyny!-Usłyszałaś głoś Byung Hun'a dochodzący zza ciebie. Gwałtownie obróciłaś się, by spojrzeć na swojego wybawiciela.-Nie słyszałeś co do ciebie powiedziałem?!
-Już, już. Nie denerwuj się tak.-Byung otoczył cię ramionami mierząc się wzrokiem z twoim stalkerem.-Nie mówiłaś, że kogoś masz...
-Jak widzisz mam, więc spieprzaj, okej?
-...-Obserwował was przez chwilę, po chwili kiwając głową i idąc w przeciwnym kierunku. 

Odetchnęłaś głęboko przechylając do tyłu głowę, która opadła na klatkę piersiową L.Joe.
-Dziękuję.-Powiedziałaś obracając się w jego stronę.
-Nie ma problemu.-Uśmiechnęliście się do siebie delikatnie.-Ale jeśli myślisz, że zrobiłem to za darmo, to się grubo mylisz.

-O Boże... Czego za to chcesz?-Zapytałaś ozięble. 
-Szansy. Wiem, że popełniłem błąd, ale nie zrobiłem tego z własnej woli. Chciałem zostać. Tutaj. Z tobą.-Zamknęłaś oczy biorąc głębokie wdechy.-Ale to nie zależało ode mnie. 
-To od kogo?!
-Powiem ci... Ale jutro... Na randce? 
-Zgoda. Jutro o 18 pod bramą Akademii. Jak się spóźnisz, to twój problem.-Dźgnęłaś go palcem w tors i odeszłaś w stronę sali.

02.10 - Środa
*wzdycha* Dostał ode mnie szansę. Wygrał moje serce. Znowu. Co ja mówię... On nigdy mnie nie stracił. Wszystko mi powiedział. Wytłumaczył mi, dlaczego nie mógł mi nic powiedzieć. Jestem idiotką. Żałuję, że mu nie ufałam... Teraz wiem, że popełniłam błąd.

Stał równo o 18 przed żelazną bramą. Ubrany w czarne rurki, białą koszulkę i czerwoną kurtkę, rozglądał się dookoła. Wzięłaś głęboki wdech, po czym podeszłaś do niego wolnym krokiem.
-Cześć.-Przywitał cię swoim idealnym uśmiechem i spojrzał ci w oczy. Jego twarz wręcz emanowała przyjemnym ciepłem, które znałaś już od dawna. 

-Cześć.
-Idziemy?-Wyciągnął w twoją stronę dłoń, widocznie czekając aż podasz mu swoją.
Po kilku sekundach zastanowienia zrobiłaś to, czego chciał i poczułaś, że chłopak splata twoje palce ze swoimi. Pociągnął cię w stronę centrum miasta, szczerząc się i co chwilę spoglądając w twoją stronę. Unikałaś jego wzroku jak ognia. 

Kilka minut później siedzieliście razem w bardzo dużej kawiarni. Zamówiliście coś do zjedzenia i w ciszy czekaliście na posiłek. 
-To...-Zaczął.
-To? Masz mi coś do powiedzenia?
-...-Zamknął na chwilę oczy i ukrył swoją twarz w rękach.-Nie wyjechałem stąd dlatego, że cię nie kochałem. Wyjechałem bo... Mówiłem ci kiedyś o moim starszym bracie Sung Yeol'u, pamiętasz?
-No tak.
-Dzień przed tym jak wyjechałem, zadzwoniła do nas policja z Kalifornii. Powiedzieli, że złapali mojego brata na handlu narkotykami.
-C-CO?!-Wytrzeszczyłaś na niego swoje oczy nie wierząc w to co słyszysz.-Ale on przecież był prawnikiem?!
-BYŁ. Wpadł w złe kręgi. Okazało się, że był dilerem od kilku lat i miał straszny nałóg. Moi rodzice byli załamani... Ja sam nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wiesz przecież ile dla mnie znaczył.
-Wiem... Nie mogę w to uwierzyć, Byung Hun.
-Słuchaj dalej. Rodzice definitywnie zabronili mi komukolwiek o tym mówić, nawet tobie. Nie miałem innego wyjścia, jak przestać z tobą rozmawiać. Wiesz, że nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic... Jeśli zacząłbym z tobą gadać, powiedziałbym ci o wszystkim. Rodzina byłaby na mnie wściekła. Dlatego nie pisałem, ani nie dzwoniłem. To była jedyna rzecz jaką mogłem zrobić. Wracając do całej historii... Następnego dnia polecieliśmy razem do USA. Od razu zjawiliśmy się na  posterunku, by dowiedzieć się jak wygląda cała sprawa. Mój brat zwiał. Nie wiedzieliśmy jak to zrobił, ale po prostu go nie było. Przez miesiąc szukali go po całym mieście i okolicach. Musiał mieć tego dużo na koncie, że aż postawili na nogi całe miasto. Nie zgodziliśmy się, żeby zawiadomiono o tym media, bo to było jednak przestępstwo i bardzo nie chcieliśmy, żeby kojarzono nas z tego, że jesteśmy rodziną ćpuna i dilera.-Łza spłynęła po jego gładkim policzku.-Znaleźli go. Leżał nieprzytomny w jakiejś ciemnej uliczce. Miał totalnie wyniszczony organizm. Bałem się... Bardzo się bałem. Mógł umrzeć w tak młodym wieku. Przewieźli go do szpitala i starali utrzymać przy życiu. Robili mu różne operacje, próbowali znaleźć dawcę do przeszczepu wątroby. Trwało to rok. Udało się. Przeżył. Rekonwalescencja ciągnęła się przez ponad pół roku. Jedyne czego chcieliśmy, to żeby przestał ćpać. Odwyk trwał jeszcze dłużej. Ale na szczęście wszystko poszło po naszej myśli.

-Czyli... Przestał brać narkotyki?
-Tak. Ale siedzi w więzieniu. Zostało mu jeszcze sześć lat.  
-Matko boska...-Westchnęłaś patrząc się na drewniany stół. Przysunęłaś się spokojnie do chłopaka i otoczyłaś go ramionami.-Przepraszam.
-Nie masz za co.

-Mam. To jak cię traktowałam... Bardzo przepraszam. Gdybym tylko wiedziała-.
-Ale nie wiedziałaś, więc nie ma za co przepraszać.-Wtulił się w zagłębienie twojej szyi.-Kocham cię.
-Ja ciebie też.-Odsunęłaś się od niego i przyciągnęłaś do siebie jego twarz, złączając usta w spragnionym pocałunku. 


THE END

Podobało się? Nie podobało się? Pisać w komentarzach :)


3 komentarze: